Zapraszamy do relacji z Francuskiego Tygodnia Społecznego z paryskich podbojów rowerowych dwóch naszych forumowiczów:
KermitOZa i Barta.
Oficjalnie pojechali na konferencję, jednak każdy chyba przyzna, że wizja Nocnych Patroli po stolicy Francji jest atrakcyjniejsza od wysłuchiwania prelegentów :) Zatem jak się można było spodziewać nasi cykliści nie przepuścili okazji do pojeżdżenia po Paryżu, o czym poniżej.
Dzięki Monice i jej poście na forum o Francuskim Tygodniu Społecznym dowiedziałem się o możliwości fajnego wyjazdu za minimalną kasę. Bez chwili namysłu wypełniłem i wysłałem zgłoszenie. Przydałby się jednak jeszcze jakiś znajomy kompan na taką wyprawę. Po krótkim rozeznaniu okazało się, że Bart także jest chętny na wyjazd. Więc i on wypełnił formularz i już we dwóch byliśmy na liście wyjazdowej do Paryża.
Ale co to za wyjazd, skoro nie bierze się rowerów? :D Na początku nie myślałem o tym na serio, ale sugestia Barta dała mi do myślenia i nakręciła na to, żeby zabrać ze sobą dwa kółka i pokręcić trochę po Paryżu. Na spotkaniu organizacyjnym przedstawiłem swoją koncepcję organizatorom wyjazdu i o dziwo nie mieli oni nic przeciwko. Chyba tylko dlatego, że mysleli, że żartowałem... Ale ja oczywiście byłem śmiertelnie poważny. Ja i Bart byliśmy ostro podjarani, ale dwa dni przed wyjazdem Bart zaczął coś marudzić, że będzie lipa, bo się rowery mogą nie zmieścić, bo nas nikt w Paryżu nie przenocuje z rowerami itp. smutki :D Nie chcąc rozwlekać tematu napisałem mu krótko: "Nie pier...l, szykuj rower" :D
Ale co to za wyjazd, skoro nie bierze się rowerów? :D Na początku nie myślałem o tym na serio, ale sugestia Barta dała mi do myślenia i nakręciła na to, żeby zabrać ze sobą dwa kółka i pokręcić trochę po Paryżu. Na spotkaniu organizacyjnym przedstawiłem swoją koncepcję organizatorom wyjazdu i o dziwo nie mieli oni nic przeciwko. Chyba tylko dlatego, że mysleli, że żartowałem... Ale ja oczywiście byłem śmiertelnie poważny. Ja i Bart byliśmy ostro podjarani, ale dwa dni przed wyjazdem Bart zaczął coś marudzić, że będzie lipa, bo się rowery mogą nie zmieścić, bo nas nikt w Paryżu nie przenocuje z rowerami itp. smutki :D Nie chcąc rozwlekać tematu napisałem mu krótko: "Nie pier...l, szykuj rower" :D
Przed wyjazdem narobilośmy kanapek i kotletów oraz nakupiliśmy batonów itd, żeby nie wydawać kasy na jedzenie w Paryżu, umyliśmy rowery i już byliśmy gotowi do wyjazdu. Na Placu Zamkowym byłem pierwszy i czekałem na Barta, który zjawił się dopiero kilka minut przed planowanym odjazdem. Miał zafoliowany szczelnie rower, osobno rama i osobno każde z kół. W swoim bajku zdemontowałem siodełko i przednie koło i owinąłem folią tylną częśc roweru. Gdy wszystkie bagaże były zapakowane wcisnęliśmy rowery do bagażnika i można było odjeżdżać. Pełna profeska :D Jakby się jeszcze kilka osób z forum zdecydowało na wyjazd to spkojnie ich rowery także by się zmieściły. W autokarze najlepszymi miejscami dla nas okazały się miejsca pilotów wycieczki z przodu autokaru. Doskonały widok przez przednią szybę, pulpity przed nami i po dwa miejsca dla każdego zagwarantowały, jak się później okazało, komfortową podróż.
Do Paryża dojechaliśmy po 25 godzinach, bez żadnych zakłóceń. Ponieważ mieliśmy trochę wolnego do czasu aż nas zakwaterują od razu wypakowaliśmy rowery i pojechaliśmy przetestować paryskie ulice i ścieżki rowerowe. Po pierwszej jeździe byliśmy pod wrażeniem: pełen wypas - osobne pasy dla rowerów, brak dziur. Elegancja Francja. Co do elegancji i rowerów to muszę także napisać, że od razu oprócz niezłej infrastruktury rzuciła nam się w oczy ogromna liczba rowerzystów w Paryżu. Po prostu zatrzęsienie. Zdecydowana większość zgodnie z ideą Cycle Chic bardzo ciekawie ubrana i na fajnych rowerach. A jak ktoś nie chce fatygować swojego sprzętu to może skorzystać ze świetnie zorganizowanej sieci wypożyczali rowerów. Stoją one przypięte do stojaków, mając odpowiednią kartę można je odpiąć i jechać, a jak już dotrze się do celu to stawia się je na najbliższy parking, a takowych jest bardzo dużo.
Mieszkaliśmy u przesympatycznego małżeństwa z córeczką, w pierwszej strefie Paryża. Kilometr od znanego cmentarza Montparnasse, 20-30 minut jazdy od wieży Eifella, kilkanaście minut od Sorbony, Notre Dame i Pantheonu. I to te trzy ostatnie rzeczy zobaczyliśmy na swoim pierwszym Nocnym Patrolu po Paryżu. A przewodnikiem był nie kto inny jak Laurent, nasz gospodarz, który na co dzień porusza się po mieście właśnie rowerem z wypożyczalni. Dzięki temu wypadowi zobaczyliśmy jak powinno się jeździć po Paryżu (czerwone światło nie oznacza stój, tylko rozejrzyj się i jedź :D). 17,5km to był zaledwie wstęp do tego co miało nas czekać w kolejnych dniach.
Drugi dzień rozpoczęliśmy od podróży kolejką na konferencję. Przeklinaliśmy to, że nie zdecydowaliśmy się na jazdę rowerem. Cały dzień wytrwaliśmy w centrum konferencyjnym, niestety zupełnie niepotrzebnie, bo jak się na drugi dzień okazało, ominęło nas (a właściwie mnie) piątkowe darmowe zwiedzanie Luwru dla osób >26.
Po powrocie do domu wyruszyliśmy na Nocny Patrol. Pod katedrą Notre Dame spotkaliśmy gościa, który łamaną angielszczyzną poinformował nas o czymś w rodzaju masy krytycznej. Okazało się, że startują co piątek o 22 spod hotelu Ville. Pojechaliśmy jeszcze do kawiarenki Les Philosophes, gdzie już przed wyjazdem zaplanowałem zrobić sobie zdjęcie. Później wróciliśmy na plac przed hotelem, gdzie stawiła się spora grupa osób. Jeden z rowerzystów miał przyczepkę, w której zainstalowany był odtwarzacz i głośniki. Muzyka naprawdę dodawała tej imprezie wyrazu. Pogadaliśmy chwilę z viceprezesem tamtejszej organizacji rowerowej Paris Rando Velo - Xavierem, który objaśnił nam, żeby umożliwiać przejazd porządkowym, którzy będą blokowali ruch. Podczas tego przejazdu po raz pierwszy zobaczyliśmy Wieżę Eiffela i objechaliśmy kawał miasta. Impreza była bardzo sprawnie przeprowadzona i dobrze zabezpieczona. Cała trasa miała 23km i przejechało ją 100 rowerzystów. W połowie dystansu miała miejsce przerwa przy jakimś parku (niestety ich strona internetowa jest bardzo rzadko aktualizowana i nie ma na niej trasy).
Gdy zakończyliśmy masę przed hotelem Ville mieliśmy zamiar zwiedzać Paryż już według naszego planu, ale akurat natknęliśmy się na przejazd rolkarzy. Było ich na pewno więcej niż rowerzystów. Dowiedzieliśmy się, ze rowerzyści często jeżdżą za nimi i rzeczywiście, razem z innymi pojechaliśmy za rolkarzami. Mieli oni pełną obstawę policji - w radiowozach i z policjantami na rolkach. Okazało się, że oni także jeżdżą o 22, ale godzinę dłużej - do 1 w nocy. Pojechaliśmy z nimi aż pod centrum handlowe Montparnasse, gdzie zakończył sięprzejazd. Stamtąd wyruszyliśmy we dwóch prosto pod Więżę Eiffela. Niestety było ona już wygaszona, więc postanowiliśmy wrócić tam następnego wieczora. Udaliśmy się za to na Pl. de Varsovie tuż przy Wieży Eiffela, ale już po drugiej stronie Sekwany, a stamtąd pod Łuk Triumfalny. Spod Łuku Polami Elizejskimi pojechaliśmy na Plac de la Concorde, i pod Piramidę - wejście do Luwru. Niestety ona także była wygaszona i także tam postanowiliśmy wrócić następnego wieczora. Nocny Patrol zakończyliśmy tuż przed 4 rano z wynikiem 51km.
Następnego dnia, po 5 godzinach snu postanowiliśmy pojechać na konferencję rowerami. 23km zaplanowaliśmy pokonać w 1,5h. Wyszło 2x dłużej :D ale tylko dlatego, że pod koniec raz zabłądziliśmy (na szczęście nadrobiliśmy tylko 3km), a przede wszystkim dlatego, że nijak nie dało się dojechać do miejsca konferencji. Mieliśmy do wyboru jechać prawie kilometr autostradą, albo jedną stację podjechać kolejką. Wybraliśmy ten drugi wariant. Na miejscu konferencji nie zagrzaliśmy jednak zbyt długo miejsca. Po godzinie byliśmy już z powrotem w kolejce RER, a z nami nasze rowery :D Wybraliśmy taki wariant powrotu, żeby mieć więcej czasu na zwiedzanie. Wysiedliśmy na stacji przy Notre Dame i jeszcze za dnia weszliśmy do środka zwiedzić świątynię kojarzoną ze słynnym dzwonnikiem. Stamtąd, już rowerami, pojechaliśmy na miejsce zakwaterowania, zostawiliśmy plecaki i wyruszyliśmy na miasto.
Na sobotnim Nocnym Patrolu chcieliśmy zobaczyć wszystkie pozostałe rzeczy, które mieliśmy w planach. Wyruszyliśmy więc najpierw pod Piramidę. Stamtąd udaliśmy się pod Operę, a później do Pigalle - dzielnicy czerwonych latarni. Na placu znanym ze "Stawki większej niż życie" oczwywiście zrobiliśmy pamiątkowe fotki i wyruszyliśmy do pobliskiej Montmartre, paryskiej dzielnicy bohemy artystycznej. Na wzgórzu o tej samej nazwie znajduje się bazylika Sacre Coeur (Świętego Serca). Już z daleka robiła piorunujące wrażenie. Ale ja bardzo chciałem zobaczyć ją z bliska. Ale żeby tego dokonać trzeba było wnieść rowery po stromych schodach prowadzących do bazyliki (dla trzepaków jest kolejka wwożąca na górę za jedyne 1 ojro :D).
Przed bazyliką jedna wielka impreza. Tłumy młodzieży i turystów, cinkciarze sprzedający figurki Wieży Eiffela, a także Heinekena. Pełno szkła, syfu, muzyki i plebsu. Po zrobieniu fotek przed bazyliką dostrzegliśmy, że jest ona otwarta. Gdy wszedłem do środka znalazłem się w zupełnie innym miejscu niż jeszcze przed chwilą. Atmosfera modlitwy, chóralne śpiewy, zakaz robienia zdjęć i wszechobecny spokój nadawały temu miejsca prawdziwej magii. Obszedłem kościół dookoła (za ołtarzem także jest przejście) i wyszedłem niemalże zahipnotyzowany. Po mnie wszedł Bart, który pilnował rowerów. Także potwierdził, że było warto się tam udać.
Niedaleko bazyliki spotkaliśmy Polaków, których zapytaliśmy czy znają drogę do Moulin Rouge. Jednak ich tłumaczenia nas nie przekonały i zdaliśmy się na mapę. Po kilku minutach robiliśmy już fotki przed młynem. Później objechaliśmy dookoła cmentarz Montmartre, na którym pochowany jest m.in Słowacki, Degas, Foucault i Zola. Niestety był on już zamknięty, więc nie mogliśmy odszukać grobu naszego narodowego wieszcza. Pojechaliśmy więc w stronę Łuku Triumfalnego i Wieży Eifella. Musieliśmy się spieszyć, żeby zdążyć na 23, kiedy to Wieża chyba po raz ostatni miga. Na Pl. de Varsovie, skąd najlepiej oglądać ten show byliśmy punktualnie o 23. Wyciągnęliśmy aparat i zaczęliśmy sesję, która trwała pół godziny. Gdy Wieża świeciła się już tylko na złoto pojechaliśmy pojeździć w jej okolicy. Tam także kręci się także wielu przybyszy z Afryki, którzy handlują figurkami. Jeden zagadał do nas następującymi słowami: "Czekaj, czekaj, polski kapitalista, daj 5 euro" :D Dobrze, że nie siedziałem na krześle, bo bym z niego od razu spadł. Spod Wieży Eifella pojechaliśmy na nocleg. W mieszkaniu byliśmy chyba o 2, ale nie jestem pewien. Wiem jedynie, że na licznku stuknęło 70km.
Na ostatni dzień pobytu w Paryżu już dzień wcześniej zaplanowaliśmy jazdę od rana i olanie konferencji. Niestety zaspaliśmy, więc zwiedzać trzeba było sprawnie. Najpierw pojechaliśmy na pobliski cmentarz Montparnasse. Jest tam pochowany między innymi socjolog i filozof Durkheim i filozof nauki i matematyk Poincare. Pierwszego grobu nie odnalazłem a grób Poincare był w średnim stanie. Jednak najbardziej chciałem zobaczyć miejsce pochówku filozofa-egzystencjalisty Sartre'a. Na szczęście jest ono kilkanaście metrów od głównego wejścia, więc nie było problemu żeby tam dotrzeć.
Z Montparnasse od razu pojechaliśmy pod Wieżę Eifella i na Pola Marsowe porobić zdjęcia na tle wieży. Na koniec został nam już tylko czas na podjechanie do dzielnicy biurowców La Defense. Znajduje się tam Grande Arche - Wielki łuk braterstwa, który jest przedłużeniem linii Luwr - Łuk Triumfalny, i który bardzo chciałem zobaczyć. Opłaciło się, bo rzeczywiście robi on niezwykłe wrażenie, podobnie jak cała nowoczesna dzielnica. Z La Defense wracaliśmy bardzo szybko ulicą de Gaulle'a, mijając Łuk Triumfalny, następnie Polami Elizejskimi (żeby w Paryżu musieć jeździć polami LOL ;D) aż do Pl. de la Concorde, skąd udaliśmy się prosto do mieszkania. Tam pożegnaliśmy się z rodziną, która bardzo mile nas gościła podczas naszego całego pobytu i pognaliśmy na odpowiednią stację RER. Tego dnia nakręciliśmy 29,5km. Kolejką dojechaliśmy na miejsce konferencji w specjalnej części wagonu przeznaczonej na przewóz rowerów i większych bagaży. Po 25 godzinach jazdy autokarem byliśmy z powrotem w Lublinie, zmęczeni, ale zadowoleni :)
Na koniec, już nieco poza samą relacją warto wpomnieć co nieco o infrastrukturze rowerowej w Paryżu i kulturze poruszania się po ulicy. Zobaczyliśmy tam zupełnie inny świat. Kilka razy byliśmy świadkami wręcz wzorowego zachowania się kierowców przy skręcie w prawo: włączenie kierunkowskazu, spojrzenie w lusterko, przepuszczenie rowerzystów i dopiero na końcu skręt w prawo. Rolę ścieżek spełniają tam głównie pasy specjalnie dla rowerów, wytyczone na jezdni oraz uprzywilejowane pasy tylko dla autobusów i rowerzystów. Do tego jest tam znakomity system wypożyczalni rowerów. No i oczywiście należy napisać o całej rzeszy ludzi poruszających się rowerami po mieście. Żeby złapać na fotkę ciekawie ubraną rowerzystkę w Lublinie potrzeba stać dosyć długo w słoneczny dzień na ścieżce nad Zalew. Żeby zrobić to samo w Paryżu wystarczy stanąć na dowolnej w miarę ruchliwej ulicy, poczekać chwilę i można być pewnym, że ktoś ciekawy się nawinie. I po tym poznaje się nowoczesne miasta.
Podsumowując: w Paryżu nie zobaczyliśmy wszystkiego, co byśmy chcieli, bo wszystkiego w Paryżu w 3 dni zobaczyć się po prostu nie da. Jesteśmy przeszczęśliwi, że wzieliśmy ze sobą rowery i to nimi poruszaliśmy się po Paryżu. Największym plusem takiego zwiedzania jest to, że dobrze poznaliśmy miasto. I to nie z perspektywy metra, gdzie wsiada się na jednej stacji a wysiada na drugiej i gotowe, lecz z perspektywy samodzielnego poruszania się po ulicach. Mamy teraz pojęcie jak wygląda to miasto, poczuliśmy jego prawdziwą magię i zobaczyliśmy więcej niż byłoby to możliwe w inny sposób. A to wszystko dzięki 168 kilometrom przejechanym ROWEREM! Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie mi dane tam pedałować :) A teraz czas na kolejne rowerowe miasta Europy. Kopenhaga? Hmm? :D
Do Paryża dojechaliśmy po 25 godzinach, bez żadnych zakłóceń. Ponieważ mieliśmy trochę wolnego do czasu aż nas zakwaterują od razu wypakowaliśmy rowery i pojechaliśmy przetestować paryskie ulice i ścieżki rowerowe. Po pierwszej jeździe byliśmy pod wrażeniem: pełen wypas - osobne pasy dla rowerów, brak dziur. Elegancja Francja. Co do elegancji i rowerów to muszę także napisać, że od razu oprócz niezłej infrastruktury rzuciła nam się w oczy ogromna liczba rowerzystów w Paryżu. Po prostu zatrzęsienie. Zdecydowana większość zgodnie z ideą Cycle Chic bardzo ciekawie ubrana i na fajnych rowerach. A jak ktoś nie chce fatygować swojego sprzętu to może skorzystać ze świetnie zorganizowanej sieci wypożyczali rowerów. Stoją one przypięte do stojaków, mając odpowiednią kartę można je odpiąć i jechać, a jak już dotrze się do celu to stawia się je na najbliższy parking, a takowych jest bardzo dużo.
Mieszkaliśmy u przesympatycznego małżeństwa z córeczką, w pierwszej strefie Paryża. Kilometr od znanego cmentarza Montparnasse, 20-30 minut jazdy od wieży Eifella, kilkanaście minut od Sorbony, Notre Dame i Pantheonu. I to te trzy ostatnie rzeczy zobaczyliśmy na swoim pierwszym Nocnym Patrolu po Paryżu. A przewodnikiem był nie kto inny jak Laurent, nasz gospodarz, który na co dzień porusza się po mieście właśnie rowerem z wypożyczalni. Dzięki temu wypadowi zobaczyliśmy jak powinno się jeździć po Paryżu (czerwone światło nie oznacza stój, tylko rozejrzyj się i jedź :D). 17,5km to był zaledwie wstęp do tego co miało nas czekać w kolejnych dniach.
Drugi dzień rozpoczęliśmy od podróży kolejką na konferencję. Przeklinaliśmy to, że nie zdecydowaliśmy się na jazdę rowerem. Cały dzień wytrwaliśmy w centrum konferencyjnym, niestety zupełnie niepotrzebnie, bo jak się na drugi dzień okazało, ominęło nas (a właściwie mnie) piątkowe darmowe zwiedzanie Luwru dla osób >26.
Po powrocie do domu wyruszyliśmy na Nocny Patrol. Pod katedrą Notre Dame spotkaliśmy gościa, który łamaną angielszczyzną poinformował nas o czymś w rodzaju masy krytycznej. Okazało się, że startują co piątek o 22 spod hotelu Ville. Pojechaliśmy jeszcze do kawiarenki Les Philosophes, gdzie już przed wyjazdem zaplanowałem zrobić sobie zdjęcie. Później wróciliśmy na plac przed hotelem, gdzie stawiła się spora grupa osób. Jeden z rowerzystów miał przyczepkę, w której zainstalowany był odtwarzacz i głośniki. Muzyka naprawdę dodawała tej imprezie wyrazu. Pogadaliśmy chwilę z viceprezesem tamtejszej organizacji rowerowej Paris Rando Velo - Xavierem, który objaśnił nam, żeby umożliwiać przejazd porządkowym, którzy będą blokowali ruch. Podczas tego przejazdu po raz pierwszy zobaczyliśmy Wieżę Eiffela i objechaliśmy kawał miasta. Impreza była bardzo sprawnie przeprowadzona i dobrze zabezpieczona. Cała trasa miała 23km i przejechało ją 100 rowerzystów. W połowie dystansu miała miejsce przerwa przy jakimś parku (niestety ich strona internetowa jest bardzo rzadko aktualizowana i nie ma na niej trasy).
Gdy zakończyliśmy masę przed hotelem Ville mieliśmy zamiar zwiedzać Paryż już według naszego planu, ale akurat natknęliśmy się na przejazd rolkarzy. Było ich na pewno więcej niż rowerzystów. Dowiedzieliśmy się, ze rowerzyści często jeżdżą za nimi i rzeczywiście, razem z innymi pojechaliśmy za rolkarzami. Mieli oni pełną obstawę policji - w radiowozach i z policjantami na rolkach. Okazało się, że oni także jeżdżą o 22, ale godzinę dłużej - do 1 w nocy. Pojechaliśmy z nimi aż pod centrum handlowe Montparnasse, gdzie zakończył sięprzejazd. Stamtąd wyruszyliśmy we dwóch prosto pod Więżę Eiffela. Niestety było ona już wygaszona, więc postanowiliśmy wrócić tam następnego wieczora. Udaliśmy się za to na Pl. de Varsovie tuż przy Wieży Eiffela, ale już po drugiej stronie Sekwany, a stamtąd pod Łuk Triumfalny. Spod Łuku Polami Elizejskimi pojechaliśmy na Plac de la Concorde, i pod Piramidę - wejście do Luwru. Niestety ona także była wygaszona i także tam postanowiliśmy wrócić następnego wieczora. Nocny Patrol zakończyliśmy tuż przed 4 rano z wynikiem 51km.
Następnego dnia, po 5 godzinach snu postanowiliśmy pojechać na konferencję rowerami. 23km zaplanowaliśmy pokonać w 1,5h. Wyszło 2x dłużej :D ale tylko dlatego, że pod koniec raz zabłądziliśmy (na szczęście nadrobiliśmy tylko 3km), a przede wszystkim dlatego, że nijak nie dało się dojechać do miejsca konferencji. Mieliśmy do wyboru jechać prawie kilometr autostradą, albo jedną stację podjechać kolejką. Wybraliśmy ten drugi wariant. Na miejscu konferencji nie zagrzaliśmy jednak zbyt długo miejsca. Po godzinie byliśmy już z powrotem w kolejce RER, a z nami nasze rowery :D Wybraliśmy taki wariant powrotu, żeby mieć więcej czasu na zwiedzanie. Wysiedliśmy na stacji przy Notre Dame i jeszcze za dnia weszliśmy do środka zwiedzić świątynię kojarzoną ze słynnym dzwonnikiem. Stamtąd, już rowerami, pojechaliśmy na miejsce zakwaterowania, zostawiliśmy plecaki i wyruszyliśmy na miasto.
Na sobotnim Nocnym Patrolu chcieliśmy zobaczyć wszystkie pozostałe rzeczy, które mieliśmy w planach. Wyruszyliśmy więc najpierw pod Piramidę. Stamtąd udaliśmy się pod Operę, a później do Pigalle - dzielnicy czerwonych latarni. Na placu znanym ze "Stawki większej niż życie" oczwywiście zrobiliśmy pamiątkowe fotki i wyruszyliśmy do pobliskiej Montmartre, paryskiej dzielnicy bohemy artystycznej. Na wzgórzu o tej samej nazwie znajduje się bazylika Sacre Coeur (Świętego Serca). Już z daleka robiła piorunujące wrażenie. Ale ja bardzo chciałem zobaczyć ją z bliska. Ale żeby tego dokonać trzeba było wnieść rowery po stromych schodach prowadzących do bazyliki (dla trzepaków jest kolejka wwożąca na górę za jedyne 1 ojro :D).
Przed bazyliką jedna wielka impreza. Tłumy młodzieży i turystów, cinkciarze sprzedający figurki Wieży Eiffela, a także Heinekena. Pełno szkła, syfu, muzyki i plebsu. Po zrobieniu fotek przed bazyliką dostrzegliśmy, że jest ona otwarta. Gdy wszedłem do środka znalazłem się w zupełnie innym miejscu niż jeszcze przed chwilą. Atmosfera modlitwy, chóralne śpiewy, zakaz robienia zdjęć i wszechobecny spokój nadawały temu miejsca prawdziwej magii. Obszedłem kościół dookoła (za ołtarzem także jest przejście) i wyszedłem niemalże zahipnotyzowany. Po mnie wszedł Bart, który pilnował rowerów. Także potwierdził, że było warto się tam udać.
Niedaleko bazyliki spotkaliśmy Polaków, których zapytaliśmy czy znają drogę do Moulin Rouge. Jednak ich tłumaczenia nas nie przekonały i zdaliśmy się na mapę. Po kilku minutach robiliśmy już fotki przed młynem. Później objechaliśmy dookoła cmentarz Montmartre, na którym pochowany jest m.in Słowacki, Degas, Foucault i Zola. Niestety był on już zamknięty, więc nie mogliśmy odszukać grobu naszego narodowego wieszcza. Pojechaliśmy więc w stronę Łuku Triumfalnego i Wieży Eifella. Musieliśmy się spieszyć, żeby zdążyć na 23, kiedy to Wieża chyba po raz ostatni miga. Na Pl. de Varsovie, skąd najlepiej oglądać ten show byliśmy punktualnie o 23. Wyciągnęliśmy aparat i zaczęliśmy sesję, która trwała pół godziny. Gdy Wieża świeciła się już tylko na złoto pojechaliśmy pojeździć w jej okolicy. Tam także kręci się także wielu przybyszy z Afryki, którzy handlują figurkami. Jeden zagadał do nas następującymi słowami: "Czekaj, czekaj, polski kapitalista, daj 5 euro" :D Dobrze, że nie siedziałem na krześle, bo bym z niego od razu spadł. Spod Wieży Eifella pojechaliśmy na nocleg. W mieszkaniu byliśmy chyba o 2, ale nie jestem pewien. Wiem jedynie, że na licznku stuknęło 70km.
Na ostatni dzień pobytu w Paryżu już dzień wcześniej zaplanowaliśmy jazdę od rana i olanie konferencji. Niestety zaspaliśmy, więc zwiedzać trzeba było sprawnie. Najpierw pojechaliśmy na pobliski cmentarz Montparnasse. Jest tam pochowany między innymi socjolog i filozof Durkheim i filozof nauki i matematyk Poincare. Pierwszego grobu nie odnalazłem a grób Poincare był w średnim stanie. Jednak najbardziej chciałem zobaczyć miejsce pochówku filozofa-egzystencjalisty Sartre'a. Na szczęście jest ono kilkanaście metrów od głównego wejścia, więc nie było problemu żeby tam dotrzeć.
Z Montparnasse od razu pojechaliśmy pod Wieżę Eifella i na Pola Marsowe porobić zdjęcia na tle wieży. Na koniec został nam już tylko czas na podjechanie do dzielnicy biurowców La Defense. Znajduje się tam Grande Arche - Wielki łuk braterstwa, który jest przedłużeniem linii Luwr - Łuk Triumfalny, i który bardzo chciałem zobaczyć. Opłaciło się, bo rzeczywiście robi on niezwykłe wrażenie, podobnie jak cała nowoczesna dzielnica. Z La Defense wracaliśmy bardzo szybko ulicą de Gaulle'a, mijając Łuk Triumfalny, następnie Polami Elizejskimi (żeby w Paryżu musieć jeździć polami LOL ;D) aż do Pl. de la Concorde, skąd udaliśmy się prosto do mieszkania. Tam pożegnaliśmy się z rodziną, która bardzo mile nas gościła podczas naszego całego pobytu i pognaliśmy na odpowiednią stację RER. Tego dnia nakręciliśmy 29,5km. Kolejką dojechaliśmy na miejsce konferencji w specjalnej części wagonu przeznaczonej na przewóz rowerów i większych bagaży. Po 25 godzinach jazdy autokarem byliśmy z powrotem w Lublinie, zmęczeni, ale zadowoleni :)
Na koniec, już nieco poza samą relacją warto wpomnieć co nieco o infrastrukturze rowerowej w Paryżu i kulturze poruszania się po ulicy. Zobaczyliśmy tam zupełnie inny świat. Kilka razy byliśmy świadkami wręcz wzorowego zachowania się kierowców przy skręcie w prawo: włączenie kierunkowskazu, spojrzenie w lusterko, przepuszczenie rowerzystów i dopiero na końcu skręt w prawo. Rolę ścieżek spełniają tam głównie pasy specjalnie dla rowerów, wytyczone na jezdni oraz uprzywilejowane pasy tylko dla autobusów i rowerzystów. Do tego jest tam znakomity system wypożyczalni rowerów. No i oczywiście należy napisać o całej rzeszy ludzi poruszających się rowerami po mieście. Żeby złapać na fotkę ciekawie ubraną rowerzystkę w Lublinie potrzeba stać dosyć długo w słoneczny dzień na ścieżce nad Zalew. Żeby zrobić to samo w Paryżu wystarczy stanąć na dowolnej w miarę ruchliwej ulicy, poczekać chwilę i można być pewnym, że ktoś ciekawy się nawinie. I po tym poznaje się nowoczesne miasta.
Podsumowując: w Paryżu nie zobaczyliśmy wszystkiego, co byśmy chcieli, bo wszystkiego w Paryżu w 3 dni zobaczyć się po prostu nie da. Jesteśmy przeszczęśliwi, że wzieliśmy ze sobą rowery i to nimi poruszaliśmy się po Paryżu. Największym plusem takiego zwiedzania jest to, że dobrze poznaliśmy miasto. I to nie z perspektywy metra, gdzie wsiada się na jednej stacji a wysiada na drugiej i gotowe, lecz z perspektywy samodzielnego poruszania się po ulicach. Mamy teraz pojęcie jak wygląda to miasto, poczuliśmy jego prawdziwą magię i zobaczyliśmy więcej niż byłoby to możliwe w inny sposób. A to wszystko dzięki 168 kilometrom przejechanym ROWEREM! Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie mi dane tam pedałować :) A teraz czas na kolejne rowerowe miasta Europy. Kopenhaga? Hmm? :D
Grzesiek
Za kilka dni powinien pojawić się zmontowany filmik z naszego wypadu, o czym poinformuję na forum , a tymczasem zapraszam do galerii.